Nie każda historia nada się na książkę. Podobnie rzecz się ma z „Zatoką świń”, która stała się bestsellerem w wielu księgarniach i o książce zrobiło się dość głośno. Dlaczego nie jestem usatysfakcjonowana lekturą? Przeczytajcie moją recenzję książki Bożeny Aksamit i Piotra Głuchowskiego.
„Zatoka świń” to książka z gatunku non-fiction. Zaintrygował mnie napis „Prawdziwe historie”, który znalazł się na okładce książki. Skojarzył mi się ze świetną książką Marka Krajewskiego i Jerzego Kaweckiego „Umarli mają głos”. Skusiłam się i postanowiłam przeczytać „Zatokę świń”. Dodatkowo przeczytałam, że książka opisuje zbrodnie w Trójmieście i północnej części Polski, która jest mi bliska, bo pochodzę z tych rejonów, więc decyzja została tym bardziej usprawiedliwiona.
Od pierwszych stron w zasadzie trudno było wyczuć o czym jest ta książka. Pierwsza połowa to krążenie po historii wielu bohaterów i ich przodków, co utrudniało zrozumienie całego problemu i niewiele wnosiło do całej głównej historii i problemu. Od początku byłam przekonana, że jest to zbiór różnych historii, a nie jedna wielowątkowa historia. Duży minus.
Tak naprawdę akcja zaczęła się klarować od drugiej połowy książki, ale nawet po przeczytaniu całości i mając cały obraz tej historii stwierdzam, że nie jest to materiał na książkę, a na dobry reportaż, który chętnie przeczytałabym w gazecie.
Sama historia jest wstrząsająca. Opowiada o Krystku, związanym z Sopocką „Zatoką Kultury”, który wywoził do lasu i wykorzystywał seksualnie dziewczynki poniżej 15. roku życia, nagrywał je i szantażował, a także werbował młode dziewczyny do klubów i domów publicznych dla bogatych klientów tychże miejsc. Jego działalność trwała przez wiele lat i mimo zgłoszeń dziewczynek na policję, nigdy nie udało się oskarżyć Krystka. Jedna z dziewczynek na drugi dzień po spotkaniu z Krystkiem popełniła samobójstwo rzucając się pod pociąg. Krystek był nietykalny, aż do momentu, kiedy media nagłośniły tę sprawę i zaczęły patrzeć na ręce organom ścigania. Dużo zrobiła także mama zmarłej Anaid, która odnalazła inne ofiary oprawcy, a także namówiła media do działania w tej sprawie, w której od lat organy ścigania nabierały wody w usta. Książka opowiada o zbrodniach Krystka, ale także o układzie sopockim, który go chronił. Sprawa wciąż jest w sądzie i wkrótce ma dojść do jej rozwiązania, ale pytanie na ile ta historia nadaje się na książkę? Moim zdaniem z tego materiału można było stworzyć bardzo zgrabny reportaż, ale żeby zainteresować i wciągnąć w to czytelnika książki to zwyczajnie za mało.
Nie mniej jednak zachęcam do zapoznania się z tą historią, bo im więcej zainteresowanych osób tym większa szansa na to, że wszyscy, którzy maczali palce w zbrodnie seksualne nastolatek powinni ponieść karę.