Anna czy Julia?
Którą z nich główna bohaterka czuje się bardziej?
Kiedy po dłuższym czasie nieobecności przybywa do Bluszczowego Dworku, domu, w którym się wychowała, chce być Anną.
Anna czy Julia?
Którą z nich główna bohaterka czuje się bardziej?
Kiedy po dłuższym czasie nieobecności przybywa do Bluszczowego Dworku, domu, w którym się wychowała, chce być Anną. Tą, którą stała się w Warszawie − niezależną, przebojową, z charakterem, radosną. Uważa, że Julia, jak w przeszłości nazywała ją rodzina zastępcza, była zakompleksiona, nieśmiała i niepewna siebie. Winą za to obarcza swoje przybrane rodzeństwo, zwłaszcza Kamila, któremu nigdy nie wyjaśniła, dlaczego pewnego dnia uciekła bez słowa z ich wspólnego domu. Gdy go znów spotyka, przestaje być pewna, czy pozbyła się „Julii” na zawsze. Kiedy do Bluszczowego Dworku przybywają wszyscy członkowie tej patchworkowej rodziny, zaniepokojeni stanem zdrowia ukochanej matki Elżbiety, wraz z nimi powracają liczne wspomnienia, zarówno te dobre, jak i złe, których Anna-Julia nie umie wyrzucić ze swej pamięci…
Czy na wsi, daleko od stolicy, bez komputera i szalonych znajomych, odkryje swoje prawdziwe „ja”, czy wręcz przeciwnie – poczuje jeszcze większy zamęt w głowie? Kim tak naprawdę chce być? Pobyt w Bluszczowym Dworku z pewnością zweryfikuje wiele jej dotychczasowych poglądów – na ludzi, na życie, na miłość i przyjaźń. I już nigdy nie będzie takie samo…
„- Taaak. A potem człowiek odkrywa, że gwiazdy nie spadają, tylko się wypalają, a o spełnienie życzeń prosił wielki, płonący kawałek skały – westchnęła Anna (…)”
Literatura kobieca od zawsze kojarzyła mi się z ckliwymi opowiadaniami dla Pań, jednak dziś biję się w pierś i proszę o wybaczenie, że oceniłam cały gatunek tak krytycznie. „Sonata dla motyla” zrobiła na mnie nie małe wrażenie.
Główna bohaterka przyjeżdża z niemałymi przygodami po drodze, do domu swojego dzieciństwa. Spotykają się tam niemal wszyscy członkowie jej rodziny, co prawda zastępczej, ale jednak z tymi ludźmi spędziła lata swojej młodości. Rodzinę w komplet łączy nieunikniona tragedia, która ma nadejść. Elżbieta, matka, żona i babcia, powoli gaśnie zaatakowana przez nieuleczalną chorobę. Podczas tego ostatniego rodzinnego zjazdu odbywającego się w pełnym komplecie, na jaw wychodzi wiele spraw z przeszłości.
Brzmi banalnie? Jednak sposób w jaki historia została opowiedziana piórem pani Magdaleny Kubasiewicz, potrafi na długie godziny pozbawić nas łączności z otaczającym światem. Niewypowiedziane nigdy słowa, ucieczka przed samym sobą, zagubienie własnej tożsamości chcąc dogodzić światu, nieplanowana ciąża zaskakująca w ósmym miesiącu… To wszystko znajdziemy we wręcz melodyjnie opisanej w Sonacie.
Zaskakujący jest dla mnie fakt, iż autorka będąc bardzo młoda osobą potrafiła stworzyć tak dojrzałe portrety osób oraz wykreować barwne emocjonalnie sytuacje. Młoda kobieta stworzyła powieść, którą zrozumie każda z nas, nieważne ile wiosen jej oczy oglądały. Język jest bardzo przystępny, dzięki czemu książkę czyta się bardzo płynnie. Autorka z powodzeniem zadbała, abyśmy nie czuli się przytłoczeni smutnymi wydarzeniami, i nie raz, nie dwa, będziecie się śmiać z niebanalnych oraz humorystycznych opisów uczuć towarzyszącym bohaterom.
Od strony technicznej, chcę pogratulować Wydawnictwu Replika pięknego wydania książki. Okładka przyciąga wzrok swoją subtelnością oraz delikatnością. Osobiście czytam gdzie tylko mogę, więc moje książki sporo że mną podróżują i narażone są na przeróżne „nieprzyjemności” (o zgrozo przyznaje się, czasami czuje się niezłą sadystką…). Sonata, pomimo kilku przygód i nie zawsze godnego traktowania na jakie zasłużyła, przetrwała wszystko bardzo dzielnie, bez najmniejszego uszczerbku na formie. Solidne, piękne wydanie. Weźcie ją tylko do ręki, a sami się przekonacie 🙂
Z czystym sercem polecam Wam „Sonatę dla motyla”. Jest to pozycja przy której, z powodzeniem oderwiecie się od otaczającego świata oraz będzie się dobrze bawić.